Pisanie artykułu, rok po wydarzeniu, nie jest najłatwiejszym zadaniem. Nawet jeśli ma się dobrą pamięć, notatki (jak zwykle), a nawet sporo video (całkowita nowość, wtedy jeszcze nieprzemyślana). Sporym plusem jest jednak dystans jakiego nabiera się przez ten czas. Zanim zacznę jednak o 4dots, wtrącę tylko małe przeprosiny dla tych co czytają moje wypociny, bo uzupełniam tego bloga nieregularnie i niestety nie wszystkim co robię (póki co tylko ciężkimi rzeczami), a w ostatnim roku działo się dużo i fajnie. Mam nadzieje to nadrobić, o ile pamięć mi pozwoli.
4dots to kolejny przypadek muzyki dziwacznej, trudnej i absolutnie bardziej alternatywnej od alternatywki. Ja mam jakąś dziwną słabość, a być może umiejętność, do wdrażania się w ten świat, który ma oddziaływać na emocje w sposób bardzo nieoczywisty, bo z dużą ochotą zabrałem się za materiał kiedy zaproponowano mi współpracę.
4dots to jak sama nazwa wskazuje, 3 osobowy zespół. Perkusja, bas i gitara. Jerzy, Kamil i Wiktor. Proces współpracy ze mną już jest znany z poprzednich dwóch wpisów, dlatego i tym razem nie odbyło się to inaczej. Zaczęliśmy od spotkania się na próbie.
Pierwsze wrażenia. Listopad 2018.
o kur… 18 blach w zestawie!!!
Żartuje, to nie było pierwsze o czym pomyślałem 🙂 Po pierwszej próbie miałem bardzo pozytywne odczucia, bo Panowie są bardzo sprawnymi muzykami technicznie, bardzo dobrze słyszą, stroją i mają dużą świadomość obsługi instrumentów. Brzmi jak komplement, ale to znacznie ułatwia sprawę. Materiał był bardzo dobrze przygotowany i na tym etapie już dość ograny. Od pierwszej rozmowy o nagraniach płyty do pierwszej próby ze mną, minęło prawie pół roku. Aranżacyjnie, wszyscy złapaliśmy się dosłownie na dwóch momentach, które wyraźnie wymagały poprawy, a o których sami doskonale wiedzieli, że im nie leżą. Jeśli nie pasuję Ci coś na sali prób, nie idź z tym do studia. Do czasu kolejnej próby dostawałem regularnie info, że to i to już jest zrobione. Proste.
Chcemy dynamiki, przestrzeni i ciężaru…
Niezależnie od gatunku, bardzo lubię rzeczy, które są dynamiczne, niosą ze sobą dużo emocji i wynikają z siebie nawzajem. Jeśli raz złapiemy uwagę słuchacza to już nie luzujemy tego uścisku do samego końca, możemy spowodować opad szczęki czymś niespodziewanym/dodatkowym lub tylko uścisk wzmacniać. Nigdy wytrącać go z transu. Choćby na chwile. Tu mamy tylko trzy osoby, mocno ograniczone instrumentarium i bardzo długie utwory. Dość nikła liczba opcji, żeby wynaleźć koło na nowo i zaskoczyć 🙂
Planowanie nagrania, czyli to co robi producent nagrań.
Przygotowując ten wpis, wpadłem dopiero na to, jak opisać to czym zajmuje się producent nagrań w porównaniu do realizatora/inżyniera nagrań. Jak powiedzieć po Polsku to co na Zachodzie jest od dawna oczywiste. Producent nagrań to taka osoba co wymyśla we współpracy z zespołem cel, sposób w jaki tego dokonają i przygotowuje wszystkich do tej pracy. Na tym obiecuje skończyć już to bajkopisarstwo i zająć się konkretami 🙂
Materiał nagrywamy na setkę. Z założenia, z tria robimy orkiestrę. W pierwszej części skupiamy się absolutnie na emocjach i dynamice jaka wynika z zagrania, planujemy co przedstawiają konkretne części piosenki. Z gitary wyrzucamy looper, który do tej pory ułatwiał zagranie dwóch riffów jednej osobie w tym samym czasie. Wybieramy główny riff do każdej części, a często i ten dzielimy tak, żeby w trakcie grania setki z zespołem grać głównie rytmiczną podstawę i tylko najważniejsze harmonie. Bo tak jest prościej i skuteczniej. W tym przypadku! Dopiero potem nagrywamy resztę riffu, kolejną warstwę harmoniczną, dodatkowe brzmienia w częściach rytmicznych i solówki. Do wszystkiego niemal duble. I tak powstaje często 12/14 gitar w jednej piosence.
Żeby było ciekawiej i bardziej bogato. Poszczególne gitary gramy na różnych instrumentach, wzmacniaczach, mikrofonach, w różnych salach na hi gainach, low gainach, a nagrywając poszczególne pary np w harmoniach przesuwamy akcenty wobec siebie, albo wgl robimy dialogi na dwie lub trzy gitary. Pełna dowolność. Jakkolwiek trudno to brzmi, wystarczy mieć pomysł, zapanować nad wkradającym się bałaganem w sesji, warstwie rytmiczne, pasmowej i mieć sprawnego gitarzystę 🙂 Podobnie da się zrobić z basem, bębnami, blachami, a w innych zespołach z każdym innym instrumentem.
Z takim pomysłem weszliśmy do studia.
Wakacje. Luty 2019.
Pod wieloma względami dla mnie to były naprawdę wakacje. Doskonałe towarzystwo, codziennie gotowane obiady i ilość wina, którą pokonać mógł tylko jeden z nas, bo reszta po czymś takim mogłaby nie wydać z siebie już dźwięku. Nigdy nie dodałem też tylu głupich filmików na fb, co wtedy w ciągu pierwszych dni.
God Save Depeche Mode!
Jak widzicie. w trakcie nagrań mogłem być tylko producentem, pierwszym słuchaczem, naczelnym strażnikiem jakości i dobrej atmosfery. Zero wysiłku, strojenia, zero myślenia 🙂
Instrumentarium.
O kur… 18 blach w zestawie !!! a ostatecznie trochę mniej.
Zanim przejdę do najnowszej części w historii moich wpisów, wtrącę tylko, że ten kto nie rozmawiał z Jerzym o strojeniu bębnów i dobieraniu blach, ten nie rozmawiał nigdy o strojeniu bębnów i dobieraniu blach. A ten kto rozmawiał, ten albo jest z tej samej planety co Jerzy, albo już nigdy w życiu nie podejmie tego tematu 🙂
Zapraszam teraz na premiere filmową, dzięki której już wiem co czuje każdy nieprzygotowany muzyk, kiedy zapala się czerwona lampka. Uczciwe nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale obiecuje, że da się tam wyłapać sporo wartościowych informacji. Zwłaszcza o tym jak przygotować instrument i setup nagraniowy pod muzyka i piosenkę.
Nagranie powyższego video nie było przemyślane czy zaplanowane, mimo wszystko jest to OneShot. Tak szybko jak pojawił się pomysł na video, tak szybko zapomniałem o drugiej części, więc wracam do pisania i zdjęć. Jeśli ktoś dotrwał do końca filmu, ten wie, w jaki sposób i na jakim etapie skończyliśmy nagrania setki.
Tak jak w filmie było powiedziane. Do setki gitary i basy były nagrywane z efektami, ale o ile w basie były one zmniejszane zwyczajnie, żeby trzymać się low gainów, o tyle w gitarach spora ich część została zmniejszona do minimum lub całkiem wyrzucona z powodu podzielenia riffów. Części efektowych rzeczy nie dało się też zwyczajnie nagrać z tak małym gainem. Dubel gitarowy do części setkowej wszedł dokładnie na takim samym ustawieniu, na tym samym MusicMan’ie.
Granie low gain i z małą ilością efektów, pozwoliło nam też się lepiej skupić na solidności i czytelności podstawy tego materiału, który jest gęsty. Przypilnować zagrania, pionów rytmicznych czy harmonii. Emocji. A dopiero potem, na tym fundamencie, mogliśmy dodawać całą orkiestrę dziwactw i mieć większą pewność czy coś działa czy nie. Mieliśmy też większe pole do popisu dla naprawdę dużych gainów w kolejnych warstwach i dużych głośności w trakcie nagrań.
Część II sesji. Dogrywki.
Dograliśmy w kilku miejscach duble blach np w utworze XI w 5:28.
Dubel basu aka bijące serce np IX w 3:25
I całą mase gitar. Wszędzie. Mając podstawę instrumentalną przenieśliśmy się z nagrywaniem gitar do dużego live roomu.
Na przykładzie utworu XI, gitarowo wyszła nam taka konstrukcja:
– dwie gitary low gain, jedna z setki. Grane na stacku Mesa Mark IV+Marshall. MusicMan John Petrucci 7 string. Mikrofony m201+PB10.
– dwie gitary hi gain. Dwa stacki Mesa+Marshall, Jet City+Orange. Gitara Jackson DKMG. Mikrofony m201+D112 plus stereo ambient z Royer 121. Przy czym, np w XI w części od 3:30, gdzie wchodzi ta para, grane są tylko sprzęgi i akcenty w co drugim takcie.
– dwie gitary low gain. Dwa stacki Mesa+Marshall, Jet+Orange. MusicMan ze szmatą w roli tłumika. Mikrofony m201+D112. Grane podbicie, selektywnych shredów.
– trzy gitary hi gain, z bardzo dużą ilością delay’i i innych ulepszaczy. Dwa stacki Mesa+Marshall, Jet+Orange. MusicMan. Mikrofony m201+D112. Około 11:20 zaczyna się cała historia.
– sola hi gain. Mesa plus Marshall i Orange. MusicMan. Mikrofony m201+Royer 121 plus ambient stereo z AEA N22.
– i kilka mniejszych zagrywek, które były zagrane na powyższych zestawach.
W całej tej konstrukcji, nie chodzi o to, żeby wszystkie te gitary grały na raz, ale żeby mogły się wymieniać rolami w poszczególnych częściach, przenikać się, lub dobarwiać. Ta mnogość wszystkich elementów, pomogła mi też wprowadzić sporo kontrolowanego chaosu i noise’u do brzmienia.
A gdyby ktoś wątpił w testowanie ilości gainu. Mesa i pare kostek po drodze, może obnażyć ilość przesłuchów międzykanałowych w Apogee Symphony MKI. Polecam jako ciekawostkę.
Tempo a piosenka. Strojenie.
Jak można zauważyć, cały ten materiał jest bardzo żywy. Nie ma tu edycji, są wybierane i sklejane najlepsze fragmenty w jedną całość. Równane nieco, są duble względem siebie, żeby nie utonąć w tej gęstości. Panowie mieli bardzo fajnie przemyślane tempa do aranżu i swoich umiejętności, mimo to, dali namówić się na pare zmian, które wyszły na podstawie tego jak naturalnie im wychodzi wspólne granie konkretnych części. Dla przykładu, utwór X, na starcie ma tempo 120 bpm, żeby przez całe 180 taktów rozpędzać się regularnie do 124bpm i chwile później, przeskoczyć dość nagle w 134bpm do końca piosenki.
Strojenie w tym zespole to jest temat na oddzielny artykuł, jeśli ktoś po dobrnięciu aż tutaj, będzie miał ochotę na poczytanie jeszcze o strojeniu to proszę dać znać i dodam obszerną część o tym 🙂
Mix i mastering.
Regularnie już, z trudnym materiałem i trudnym mną, udałem się do Marcina Szwajcera. Gdyby nie drobne przygody z wersjami miksów, temat ten zamknęlibyśmy w 4 dni pracy via TeamViewer i jedną wizytę we Wrocławiu u Marcina. Nasza praca skupiła się bardzo mocno na ogromnej ilości automatyki. Nie znam bardziej ciepliwej osoby w tym temacie 🙂
Mastering to HearCandyMastering, Magdalena Piotrowska, której niezwykle muzykalne podejście do masteringu sprawia, że nasze rozmowy polegały bardziej na opisywaniu sobie wrażeń sonicznych i emocjonalnych skojarzeń, niż podawaniu suchych informacji „jaśniej”, „mniej kompresji”. Dzięki temu, po dwóch sesjach masteringowych mieliśmy zamknięty temat.
Muzyka krok po kroku.
Tradycyjnie do posłuchania i ocenienia całego tego słowotoku
– rough mix prosto z sesji nagraniowej.
– demo, na podstawie którego się przygotowywaliśmy
– finalny produkt z płyty.
Enjoy!
Produced by Andy Dziadek and 4Dots
Recorded by Andy Dziadek at Raven Studio in February 2019
Mixed by Marcin Szwajcer & Andy Dziadek
Mastered by HearCandyMastering
Artwork by Kuba Sokólski Illustration
Ogromne podziękowania dla firm
– http://www.psychosound.pl
– http://www.musictoolz.pl
– http://www.hum-audio.com
Za sprawienie, że w trakcie tej sesji miałem dostęp do nieprzyzwoitej ilości doskonałych narzędzi 🙂